Jeśli w Islandii rodzi się dziecko chore na zespół Downa, jest to skutek pomyłki lekarza. Odkąd kraj wprowadził badania prenatalne w kierunku wykrycia wad płodu zdecydowana większość kobiet ciężarnych, które otrzymały pozytywny wynik, zdecydowała się przerwać ciążę.
Na Isnaldii rodzą się średnio dwie osoby z zespołem Downa rocznie, zdarzają się też lata, gdy nie ma ich w ogóle – podsumował dr Peter McParland z National Maternity Hospital.
Tendencja ta dotyczy nie tylko Islandii. Przewiduje się, że w Danii już za 10 lat zjawisko tej wady genetycznej niemalże całkowicie zniknie ze społeczeństwa. Podobną sytuację możemy zaobserwować we Francji czy Stanach Zjednoczonych.
"Te wyniki rozpoczęły burzliwą światową dyskusję na temat słuszności postępowania islandzkich kobiet. Islandia nie zwalcza samego schorzenia, ale zabija osoby zmagające się z zespołem Downa. A to wielka różnica" – mówi aktorka Patricia Heaton, która nie kryje oburzenia.
Z jednej strony pojawiają się głosy:
„Islandia stała się pierwszym krajem, który pochwalił się eksterminacją dzieci z Downem”, „Dania chce „oczyścić” kraj”.
Przeciwnicy takiego postępowania odwołują się do statystyk podanych przez NBC News, które wykazują, że:
99% osób z zespołem Downa jest zadowolonych ze swojego życia.
97% akceptuje swoją sytuację.
96% akceptuje swój wygląd.
Pada tam również ciekawe stwierdzenie:
„Statycznie znaczna większość osób z zespołem Downa to szczęśliwi, zadowoleni i kochający członkowie społeczeństwa – to coś, czego nie można powiedzieć o osobach urodzonych bez niepełnosprawności”.

Zobacz również
Fotografia zatytułowana The Fall of Icarus to efekt wizji, którą Andrew McCarthy przygotowywał od miesięcy. Nie liczył na łut szczęścia – cały projekt został precyzyjnie zaplanowany niczym misja specjalna. Na zdjęciu widzimy Gabriela C. Browna, muzyka, twórcę internetowego i doświadczonego spadochroniarza. Od dawna przyjaźnił się z McCarthym, a wspólna skłonność do ambitnych wyzwań sprawiła, że obaj podjęli się realizacji tego niezwykłego pomysłu.
Przez sześć tygodni dopracowywali każdy detal: od miejsca i godziny skoku, przez wysokość i parametry lotu, aż po ustawienie teleskopu względem Słońca. Brown wyskoczył z niewielkiego samolotu na wysokości około 1070 metrów, a McCarthy znajdował się ponad dwa kilometry dalej, celując teleskopem w tarczę słoneczną. Wcześniej wykonano sześć prób, aby idealnie ustawić samolot w jednej linii z pozorną pozycją Słońca. Pole widzenia było tak wąskie, że margines błędu liczono w sekundach.
Gdy Brown wyskoczył, McCarthy nie miał pewności, czy udało mu się uchwycić właściwy moment. Dopiero po spojrzeniu na ekran aparatu wykrzyknął: „I got it, dude!”. Emocje były tak silne, że całą reakcję zarejestrowano na nagraniu. Gdyby kadr nie wyszedł, projekt trzeba by odsunąć na wiele kolejnych miesięcy.
Efekt końcowy to perfekcyjnie uchwycona sylwetka skoczka przecinającego tarczę Słońca przez ułamek sekundy. Zdjęcie wykonano przez teleskop słoneczny z filtrami ochronnymi ujawniającymi plamy i protuberancje. Oczywiście Brown nie znajdował się blisko naszej gwiazdy – to jedynie krótkie zjawisko perspektywiczne widoczne z Ziemi. To ujęcie powstało w czasie rzeczywistym, bez żadnego montażu, pokazując, jak spektakularnie mogą wyglądać takie zbiegi okoliczności, gdy wszystko zgra się co do sekundy.
