

Ratownicy idący z Izdebczysk po blisko 50 minutach jako pierwsi dotarli do poszkodowanej. Kobieta w stanie głębokiej hipotermii, z widocznymi odmrożeniami, przytomna, ale bez logicznego kontaktu, ubrana przez turystów w ich prywatną odzież, została dodatkowo zabezpieczona termicznie wyposażeniem ratowników: rękawiczkami, goglami, czapkami, kurtką puchową oraz techniczną. Ratownicy w bardzo trudnych warunkach (wiatr 85 km/h, temperatura odczuwalna -20 stopni) rozpoczęli sprowadzanie poszkodowanej w głębokim śniegu zapadając się po pas, z pomocą turystów, którzy w pierwszej kolejności zajęli się poszkodowaną i zawiadomili ratowników GOPR. Sprowadzanie było możliwe, dopóki kobieta była w stanie współpracować własnymi nogami. Gdy stało się to niemożliwe, ratownicy wiedząc że z Przełęczy Krowiarki idzie w ich stronę wsparcie, zdecydowali się okryć kobietę płachtą biwakową, maksymalnie osłaniać od wiatru i poczekać na możliwość szybkiego transportu w pozycji poziomej.
Po ok. 20 minutach kobieta została przekazana Zespołowi Ratownictwa Medycznego, który przetransportował ją na OIOM Szpitala w Suchej Beskidzkiej. Temperatura głęboka jej ciała wynosiła 25,9 stopni Celsjusza. Kobieta przeżyła, znajduje się w szpitalu w ciężkim stanie z odmrożeniami wszystkich kończyn".

Zobacz również


Przez sześć lat Pratik Joshi żył samotnie w Londynie, pracując jako specjalista IT, by zbudować lepszą przyszłość dla swojej żony i trójki dzieci, które czekały w Indiach. Wreszcie, po wielu trudnych rozmowach, wizowych przeszkodach i miesiącach odliczania, jego rodzina miała do niego dołączyć. Dwa dni wcześniej jego żona, dr Komi Vyas, zrezygnowała z pracy, spakowali cały dom, pożegnali się z bliskimi i pełni nadziei wsiedli na pokład samolotu Air India 171 do Londynu.
Pratik wysłał krewnym selfie z samolotu: "Wreszcie lecimy do domu."
Lecz nigdy nie dotarli. Samolot się rozbił.
W jednej chwili zginęli wszyscy.
