Wzrok was nie myli, w powyższym tytule nie ma błędów. Zdaniem ekspertów już niebawem nadejdą czasy, w których „mężczyźni” będą mogli rodzić dzieci. Nie będzie to jednak wyglądało, jak w filmie Junior z Arnoldem Schwarzeneggerem, bo tak naprawdę rodzić będą wciąż „kobiety”. Pewnie domyślacie się już o czym mowa. Być może już wkrótce transplantacja macicy osobom transpłciowym wejdzie w skład operacji zmiany płci. Są przecież już tacy, którzy decydują się na przekształcenie swojego penisa w waginę, dlaczego więc nie mieliby również zamontować w swoim ciele dodatkowego organu?
Dr Richard Paulson – prezes American Society for Reproductive Medicine – twierdzi, że taki zabieg jak najbardziej jest możliwy i nie ma żadnych anatomicznych ograniczeń, przez które mężczyźni nie mieliby rodzić dzieci. Jedyny problem mógłby tkwić w stosunkowo wąskich biodrach. Pozostaje jednak zawsze opcja cesarskiego cięcia, a więc i ten problem można spokojnie obejść. Czy jednak to w ogóle jest bezpieczne? Zdaniem ekspertów tak. Zarówno sam przeszczep macicy, jak i ciąża u osoby po takim przeszczepie. Takie rzeczy już na świecie się dzieją.
Oczywiście nie przeszczepia się jeszcze macic osobom, które urodziły się jako mężczyźni. Często jednak dochodzi do utraty macicy u kobiety w wyniku choroby. Na świat przychodzą nawet dziewczynki, które od urodzenia nie mają macicy, a jest ich naprawdę dużo. Dane statystyczne pokazują, że w samej Wielkiej Brytanii rocznie rodz się aż 7 000 takich dzieci.
W Szwecji na świat przyszło już 5 dzieci, których matki przeszły wcześniej przeszczep macicy. Jest to wszystko więc jak najbardziej możliwe.
Są jednak i tacy, którzy podchodzą bardzo sceptycznie do tego pomysłu. W przypadku takiej ciąży lekarze musieliby mieć pewność, że wszystko pójdzie po ich myśli. Nawet drobne rozerwanie lub choćby pęknięcie macicy może doprowadzić do śmierci lub upośledzenia płodu. Jest to więc bardzo delikatny temat.
Kirill Tereshin to 23-latek z Rosji, który domowymi zabiegami chciał upodobnić się do Popeye’a. Na pewno kojarzycie tą kreskówkową postać z wielkimi mięśniami, która swoją nadludzką siłę zawdzięczała spożywanemu w dużych ilościach szpinakowi. Dla Kirilla szpinak niestety nie był wystarczający, więc zdecydował się na nieco bardziej radykalne środki.
Synthol – szerzej znany jako olej na przyrost masy mięśniowej. Można go z łatwością zrobić w zaciszu własnego domu. Wystarczy nam do tego lidokaina, alkohol oraz oliwa z oliwek. Musimy znać tylko odpowiednie proporcje i gotowe! Możemy wstrzykiwać nasz koktajl w mięśnie. Oczywiście sprawą zainteresowali się również lekarze i starali się ostrzec Kirilla przed dalszymi zabiegami. 23-latek za nic jednak miał rady ekspertów i kontynuował swoją terapię. Specjaliście zwracają uwagę, że wstrzykiwanie syntholu może prowadzić do wystąoienia udaru mózgu, uszkodzenia nerwów a także zatoru.
Jaka więc przyszłość czeka młodego Kirilla? Prawdopodobnie niezbyt kolorowa. W jego mięśniach pojawią się ropnie, które zaowocują zapaleniem. Przez to wszystko znacznie wzrośnie ryzyko wystąpienia udaru mózgu.
Już teraz w rękach 23-latka zachodzą patologiczne zmiany. Jego tkanka powoli zaczyna przypominać galaretkę. Niestety nie tak łatwo będzie się przyszłości tego wszystkiego pozbyć. Olej będzie utrzymywał się w mięśniach Kirilla przez następne 5 do 7 lat. Chłopaka czeka więc prawdopodobnie amputacja obydwu rąk lub śmierć.
W jednym z wywiadów zdradził, że prawdziwy synthol – który jest nielegalny i stąd jego wysoka cena – kosztowałby go do tej pory w przeliczeniu grubo ponad 20 000 złotych. Dlatego chłopak przygotowuje własny koktajl, który wychodzi go znacznie taniej. Jak do tej pory zapłacił za niego zaledwie nieco ponad 200 zł.
Badania wykazały, że przyjaciele, którzy najczęściej cię krytykują, są dla ciebie surowi i często nie zgadzają się z twoimi racjami, robią to, ponieważ na twoim szczęściu zależy im nawet bardziej niż na relacjach z tobą. Zanim obrazisz się na najbliższych przyjaciół za to, że są nieprzyjemni, doceń, że są szczerzy i chcą twojego dobra.
Jak długo trwa „przeciętny”, czy też „normalny” stosunek płciowy? Pewnie sporo osób niejednokrotnie się nad tym zastanawiało. Istnieje coś takiego, jak przedwczesny wytrysk. Niektórzy lekarze uważają, że jest on chorobą, jednak przeprowadzone badania jasno wykazały, że przedwczesny wytrysk to nie choroba i nie powinien być leczony. Co to jednak znaczy „przedwczesny”? Po 2 minutach, po 5 minutach, po 10? Aby to ustalić, najpierw trzeba dojść do tego, ile trwa „normalny” stosunek.
Naukowcy postanowili to sprawdzić. Jako że czasem ciężko stwierdzić, kiedy stosunek się rozpoczął, a kiedy zakończył, to przyjęli oni sztywne kryteria. Początkiem stosunku było więc rozpoczęcie penetracji, a zakończeniem była z kolei ejakulacja. Jak więc przeprowadzono owe badania? Czy po prostu pytano ludzi o długość ich stosunków seksualnych? Nie! W takim przypadku wiele osób – szczególnie mężczyzn – mogłoby oszukiwać, podbudowując jednocześnie swoje ego. Poza tym nie wszyscy przecież patrzą na zegarek przed i po stosunku.
Najlepsze badania, jakie mamy do dyspozycji były przeprowadzone na 500 parach z całego świata. Używali oni stopera – tak właśnie, stopera – do mierzenia czasu stosunku płciowego, który odbywali. Brzmi to może nieco dziwnie, jednak naukowcy nie wymyślili lepszego sposobu aby to sprawdzić. Czy jednak świadomość uprawiania seksu „z zegarkiem w ręku” (dosłownie) nie wpływała na wyniki badań? Pewnie wpływała, ale z tym nic już nie zrobimy.
Jakie wnioski wyciągnięto z eksperymentu? Pierwsze co rzuca się w oczy, to niesamowity rozstrzał uzyskanych wyników. Przeciętny czas każdej pary (uśredniony dla wszystkich ich stosunków odbytych w trakcie trwania eksperymentu) wahał się od 33 sekund nawet to 44 minut.
Widzimy więc, że zbadanie czasu trwania przeciętnego stosunku, jest niesamowicie trudne. Przejdźmy więc do ostatecznych wyników. Średni czas (mediana) dla wszystkich stosunków odbytych przez wszystkie 500 par, wynosi 5,4 minuty. To jednak nie wszystko, bowiem badanie dostarczyło również kilka drugorzędnych rezultatów. Wśród nich warto wymienić fakt, że seks bez prezerwatywy wcale nie był dłuższy/krótszy od stosunku z prezerwatywą. Podobnie sprawa miała się w przypadku stosunku z obrzezanym mężczyzną, co mocno uderza w dotychczasowy schemat myślenia na temat wrażliwości prącia.
Znaczenia nie miało również to, z jakiego kraju/regionu dana para pochodziła. Wyjątkiem tutaj była tylko Turcja, gdzie czas trwania przeciętnego stosunku był krótszy (3,7 minuty), niż w pozostałych krajach (Holandia, Hiszpania, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone). Kolejnym ciekawym wnioskiem było również to, że im starsza wiekowo para była, tym ich stosunek był krótszy.
Dlaczego jednak stosunek ludzi trwa aż tak długo? Przecież tak naprawdę mogłoby to być rozwiązane dokładnie tak samo, jak w przypadku niektórych gatunków ptaków – jeden szybki wsad, natychmiastowy wytrysk i po sprawie. Odpowiedź na to pytanie nie jest do końca jasna. Jednak pewne badania przeprowadzone w 2003 roku, rzucają nieco światła na całą sprawę.
W trakcie ich trwania użyto specjalnej sztucznej pochwy, sztucznego penisa i sztucznego nasienia (syrop kukurydziany), aby zasymulować stosunek. W ten sposób odkryto, że tak długi stosunek mógł mieć na celu usunięcie nasienia innych partnerów seksualnych, przed własną ejakulacją. To może tłumaczyć również ewolucyjny fakt, dlaczego kontynuacja stosunku po wytrysku, sprawia mężczyznom ból – mogliby oni w ten sposób usunąć większość własnego nasienia.
Okazuje się, że osoby posiadające dużą liczbę „facebookowych znajomych” dzielą pewną wspólną cechę.
Przekonał się o tym Phillip Ozimek z Ruhr-University w Bochum (Niemcy). W jego badaniu wzięło udział 531 osób. Zostali oni podzieleni na dwie grupy: pierwsza – tzw. grupa pilotażowa – w skład której wchodziły 242 osoby. Badanie drugiej grupy miało na celu potwierdzenie rezultatów uzyskanych w trakcie eksperymentu przeprowadzonego na grupie pierwszej.
Całość była mało skomplikowana. Uczestnicy badania otrzymali kwestionariusze do wypełnienia. Mieli oni odpowiedzieć jak bardzo zgadzają się z danym zdaniem, używając do tego skali Likerta. Pytania dotyczyły kilku aspektów: życia towarzyskiego, stopnia przywiązania do rzeczy, stopnia w jakim dana osoba ceni sobie rzeczy materialne itd. Na końcu każdy z uczestników badania został zapytany o liczbę znajomych, jaką posiada na Facebooku.
Wyniki jasno pokazały, że osoby mające wielu znajomych na portalu społecznościowym są jednocześnie znacznie większymi materialistami. Według teorii Ozimka może mieć to związek z uprzedmiotawianiem swoich „ziomków” i kolekcjonowaniem ich jak rzeczy. Dobrze przeczytaliście! Ludzie tacy, w większości przypadków, podświadomie traktowali swoich znajomych, jak rzeczy i gromadzili ich, dokładnie tak samo jak gromadzi się bogactwo.
Robin Dunbar – antropolog oraz psycholog zajmujący się sprawami ewolucji na Uniwersytecie w Oxfordzie – postanowił przetestować jedną z „miejskich legend” dotyczących wirtualnych znajomych. Okazuje się, że maksymalną liczbą znajomych, jaką jesteśmy w stanie „utrzymać”, to liczba 150 – nie tak wiele, prawda?
Sugeruje to jednocześnie, że każdy znajomy wykraczający poza tą liczbę kompletnie nie ma sensu. Chodzi o to, że każda przyjaźń wymaga interakcji twarzą w twarz, aby móc ją utrzymać.
Badania zostały przeprowadzone na 3 000 dorosłych osób. Wykazały one, że limit sieci społecznej, w jakiej możemy funkcjonować, jest określony przez nasz mózg i nawet współczesna technologia nie była w stanie tego zmienić.