straszne


Przypuszcza się, że Ricky został zamordowany od razu (jego ciało odnaleziono 3 marca 1991 roku w hrabstwie Lamar, w stanie Mississippi, jednak został on zidentyfikowany dopiero w lipcu 2008 roku), natomiast Regina była przetrzymywana przez Rhoadesa jeszcze około kilku tygodni, zanim została zamordowana w opuszczonej stodole znajdującej się, w hrabstwie Bound, w stanie Illinois. Śledczy uważają tak, ponieważ na zdjęciach które zostały odnalezione podczas przeszukania jego domu, zauważyli wzrost włosów na głowie dziewczyny.
Czarne ubranie i biżuteria, które ma na sobie Regina w ostatnich momentach swojego życia nie są rzeczami, które miała na sobie w momencie porwania, ubranie to oraz buty i biżuterię, powodowany swoją chorą fantazją, kazał założyć jej Rhoades.
Uważa się, że Robert Ben Rhoades, zanim został schwytany, torturował, zamordował i zgwałcił w latach 1975 - 1990 ponad 50 kobiet.



To co najmniej drugi zgłoszony incydent, w którym malinka okazała się bardzo niebezpieczna. W 2010 roku 44-letnia kobieta z Nowej Zelandii również dostała udaru po tym jak jej mąż zrobił jej malinkę. W tym przypadku na szczęście nie zakończyło się to zgonem. Lekarze uznali to za bardzo rzadkie zjawisko.



Wiele osób kojarzy lalki wcale nie z zabawą, lecz z koszmarami czy horrorami. To podobny fenomen do strachu przed klaunami. Poza słynną laleczką Chucky mamy chociażby takie przykłady jak Anabelle. Nie ma się więc co dziwić, że zlokalizowana w pobliżu miasta Meksyk Wyspa Lalek zyskała sobie sporą sławę.
Isla de las Muneca to jedyne tego rodzaju miejsce na świecie. Na drzewach wiszą tu stare lalki, często okaleczone, pozbawione kończyn czy głów. Sceneria jest zatem bardzo przerażająca, nie tylko nocą. Do tego widoku dochodzą jeszcze mroczne historie o tych lalkach opowiadane.
Legendy powtarzane przez mieszkańców opisują dziwne zachowania zabawek. Podobno szeptają one miedzy sobą, otwierają oczy, poruszają się. Oczywiście pojawiają się nawet świadkowie, którzy twierdzą, że widzieli to wszystko osobiście. Warto traktować tego typu historie z odpowiedni dawką sceptycyzmu. Opowieści grozy są przecież bardzo popularne i świetnie się „sprzedają”.
Pytanie, które zapewne samo się nasuwa, brzmi: Jak lalki w ogóle dostały się w to miejsce?
Na terenie wyspy w połowie XX wieku zamieszkał samotnie dozorca – Don Julian Santana Barrera. Mężczyzna pewnego dnia usłyszał odgłosy topienia się, pośpieszył z pomocą, ale nie zdążył uratować tonącej dziewczynki. Wkrótce Barrera natrafił na pływającą w kanałach otaczających wyspę lalkę, która najprawdopodobniej należała do zmarłego dziecka. Dla upamiętnienia ofiary zawiesił znalezioną zabawkę na drzewie.
Według legendy mężczyzna znajdował z czasem kolejne lalki. Wszystkie wieszał na drzewach, mówi się, że duch dziewczynki prześladował go, więc za pomocą lalek Barrera chciał wyprosić sobie u ducha spokój. Czy rzeczywiście tak było? Nie wiadomo, być może mężczyzna cierpiał na jakieś zaburzenia psychiczne, miał urojenia lub wzrokowe omamy.
Złą sławę wyspy potęguje jednak tajemnicza śmierć Barrery. W 2001 roku, po 50 latach od zawieszenia pierwszej lalki, mężczyzna został odnaleziony martwy w tym samym miejscu, w którym podobno utonęło dziecko. Taki zbieg okoliczności dla wielu ludzi był ewidentnym potwierdzeniem przerażającej historii o duchu i mrocznych lalkach szepczących miedzy sobą.
Wyspa Lalek obecnie pojawia się w niemal każdym rankingu najbardziej makabrycznych miejsc na świecie. Czy jednak jest takim miejscem w rzeczywistości? Na pewno widok okaleczonych, zniszczonych od słońca i wody zabawek wiszących na drzewach budzi skojarzenia z horrorami i może przestraszyć.



Anneliese Miche z pozoru była normalną dziewczyną, która dorastała w Leiblfing. Podobnie jak jej rodzina była gorliwą katoliczką i często uczestniczyła w różnego rodzajach aktywnościach kościelnych. Niestety w wieku 16 lat zdiagnozowano u niej padaczkę skroniową i od tego czasu już nie była taka sama.
Dosłownie z dnia na dzień jej stan się pogorszył. Zaczęła widzieć diabelskie twarze, które pojawiały się podczas modlitw. Miała także halucynacje słuchowe i bardzo głębokie stany depresyjne. Medyczne zabiegi i lekarstwa nie pomagały jej. Rodzina była załamana. W końcu zgłosili się o pomoc do księdza. Pomimo, że od XVIII wieku Kościół Katolicki nie zatrudniał księży do egzorcyzmów, rodzice dziewczyny dostali pozwolenie od miejscowego biskupa, aby wykonać rytuał.
W 1975 roku rodzina odmówiła opieki medycznej i pozwoliła kapłanom wykonywać egzorcyzmy. Ksiądz Ernest Alt i Arnold Renz podjęli się tego zadania, które trwało 10 miesięcy i odbyło się na 67 sesjach (każda od 4 do 6 godzin). Podczas egzorcyzmów Anneliese nie jadła. Według powołanych później lekarzy zmarła z powodu niedożywienia. Ważyła zaledwie 30 kg! Jej kolana była złamane z powodu klęczącej pozycji potrzebnej do egzorcyzmów.



Kobiety były wykorzystywane i duszone przewodem telefonicznym. Ciała ofiar zostawały następnie umieszczone w plastikowych torbach i wyrzucane w różnych miejscach.
Wlado Taneski był niezależnym dziennikarzem, który relacjonował różne wiadomości dla gazet w całej Macedonii. Jednak w pewnym momencie zainteresował się nierozwiązanymi śmierciami trzech konkretnych kobiet.
56-letnia Ljubica Licoska i 64-letnia Mitra Simjanoska zostały zabite w 2005 roku, a 65-letnia Zivana Temelkoska w maju 2008 roku.
Rozczłonkowane ciało Mitry znaleziono w plastikowej torbie, na wysypisku śmieci… – pisał Włado
Włado Taneski zauważył podobieństwo w stylu życia i sposobie zabójstwa tych trzech kobiet, co sugerowało, że były ofiarami seryjnego mordercy. Zakwestionował również tajemnicze zniknięcie 78-letniej kobiety, która zniknęła w 2003 roku i nigdy nie została odnaleziona.
Chociaż jego koledzy i redaktorzy mieli wątpliwości co do teorii seryjnego mordercy, którą sugerował Włado, jednak on wydawał się mieć dużą wiedzę na temat tych śmierci. Znał również szczegóły, które nigdy nie zostały ujawnione opinii publicznej.
Ogromna wiedza Taneskiego na temat morderstw ostatecznie doprowadziła policję do zidentyfikowania go jako podejrzanego w sprawie.
Włado Taneski został aresztowany i zgodził się na przesłuchanie przez policję. Nie przyznał się jednak do stawianych mu zarzutów. Późniejsze przeszukanie domu Taneskiego doprowadziło funkcjonariuszy do „materiału biologicznego”, który porównano z DNA znalezionym na ciałach Temelkoski, Licoski i Simjanoski.
Władze podejrzewały również Taneskiego o zabicie 78-letniej kobiety, która zaginęła w 2003 roku, ponieważ pasowała do profilu pozostałych trzech ofiar. Jednak nie było solidnych dowodów łączących Taneskiego z przestępstwem.
Podczas pobytu w więzieniu w oczekiwaniu na proces, Włado Taneski został znaleziony martwy w swojej celi. Oskarżony seryjny morderca dzielił celę z dwoma innymi więźniami, ale ostatecznie za przyczynę śmierci uznano samobójstwo. Taneski przed śmiercią zostawił w swojej celi karteczkę z wiadomościa: „Nie popełniłem tych morderstw”.
Włado Taneski został oskarżony o śmierć trzech kobiet, ale zmarł przed procesem, dlatego nigdy nie został skazany. Władze nadal uważają, że dowody DNA dowodzą, że Taneski zabił Zivanę Temelkoską, Ljubicę Licoską i Mitrę Simjanoską. Uważają również, że prawdopodobnie porwał i zabił starszą kobietę, która zniknęła w 2003 roku.
Władze zauważyły również, że wszystkie cztery ofiary fizycznie przypominały matkę Taneskiego, która również była sprzątaczką.



Miesiąc po wydarzeniach w San Diego Bob Geldof z zespołu The Boomtown Rats napisał słynną dziś piosenkę zatytułowaną "I Don't Like Mondays".
29 stycznia 1979 roku tuż przed ósmą rano dzieci zaczęły ustawiać się w kolejce przed szkołą podstawową Grover Cleveland w San Diego w Kalifornii. Czekały, aż dyrektor otworzy bramę, żeby mogły wejść do środka.
Po drugiej stronie ulicy Brenda Ann Spencer obserwowała ich ze swojego rozpadającego się domu. Dom wypełniony był pustymi butelkami po alkoholu, a w pokoju znajodwał się tylko jeden materac, który dzieliła z ojcem.
Spencer nie wyglądała na osobę, kiedykolwiek byłaby w stanie zrobić komuś krzywdę. Była szczupła, niska, jej znakiem rozpoznawczym były piegi, duże okulary i długie, zadbane rude włosy. Niczym nie wyróżniała się spośród innych nastolatków
Kiedy dzieci ustawiły się w kolejce przed bramą, Spencer wyjęła półautomatyczny karabin Ruger 10/22 kaliber .22, który dostała w prezencie świątecznym. Następnie wycelowała i zaczęła strzelać.
Zabiła dyrektora szkoły, Burtona Wragga, który został śmiertelne postrzelony, gdy próbował pomóc dzieciom przejść przez bramę. Śmierć poniósł również opiekun, Mike Suchar, który eskortował dzieci w bezpieczne miejsce.
Cudem żadne z dzieci nie zginęło, choć ośmioro z nich zostało rannych. Spencer oddała aż 30 strzałów w spanikowane dzieci. Następnie odłożyła karabin, zamknęła wszystkie drzwi i okna i czekała.
Na miejsce przybyła policja i natychmiast zorientowała się, że strzały pochodziły z domu Spencer. Władze wysłały negocjatorów, aby z nią porozmawiali, ale Brenda Ann nie chciała współpracować. Ostrzegła ich, że jest uzbrojona i wciąż ma do dyspozycji amunicję i zacznie strzelać jeśli ktoś zmusi ją do wyjścia.
Ostatecznie postanowiła się poddać.
Chociaż Brenda miała wtedy zaledwie 17 lat została osądzona jako dorosła. Przyznała sie do winy i została skazana na dożywocie.



Na obszarze dwóch hektarów leży 200 ludzkich ciał zakopanych w ziemi, pozostawionych na powierzchni, zanurzonych w wodzie, pozostawionych we wrakach samochodów za szybami, przykrywane papą, deskami, folią itd. To pozwala na zbadanie jak i w jakim czasie rozkłada się ludzkie ciało, biorąc pod uwagę wpływ wywierany na nie przez takie czynniki zewnętrzne jak temperatura, rodzaj gleby, wilgotność powietrza.
Jeśli jesteście zainteresowani tematem, to gorąco zachęcamy was do sięgnięcia po lekturę zatytułowaną: Trupia Farma. Sekrety legendarnego laboratorium sądowego, gdzie zmarli opowiadają swoje historie. Dr W. M. Bassa oraz Jona Jeffersona szczegółowo opisują farmę w Texasie.
Skąd jednak biorą się te wszystkie trupy? To ochotnicy. Okoliczni mieszkańcy (i nie tylko) sami przeznaczają swoje ciała na potrzeby podobnych badań jeszcze za życia. Kiedy tylko przychodzi ich czas i umierają, ich zwłoki trafiają do badań. Kiedy dany egzemplarz ma już dość i nic więcej nie można z niego wycisnąć, jego szkielet trafia dalej. Często używany jest w trakcie nauki na uniwersytecie.
To właśnie dzięki tym badaniom eksperci są w stanie precyzyjnie ustalić czas zgonu. Można tego dokonać na przykład na podstawie rozmiaru larw, jakie żerują na zwłokach, wzdęciach czy kolorze skóry.



23 marca 1944 roku siostry wzięły rowery i oddaliły się na jedną ze swych wypraw. Uwielbiały szukać nowych roślin i spędzać czas z dala od zabudowań. Tego dnia zrobiły to po raz ostatni. Nazajutrz ich ciała znalazł syn pastora, piętnastoletni Francis Batson.
Dziewczynki zostały rozebrane, zgwałcone, pobite na śmierć drewnianym kijem i porzucone w pobliżu torów. I tu zaczynają się hipotezy, które nigdy nie zostały należycie sprawdzone. Dzieci mieszkające po “białej” stronie torów zaczęły oskarżać 14-letniego Sinneya, a alibi, jakie dawała mu siostra nawet nie wzięto pod uwagę. Policja przyjechała do domu George’a i wyprowadziła go w kajdankach. Na posterunku 14-latka przesłuchiwano bez obecności rodziców i adwokata. Matki i ojca nie mógł nawet zobaczyć aż do chwili zakończenia procesu!
Spirala domniemań ruszyła. W ciągu zaledwie dwóch godzin George został skazany. Przyznał się do zbrodni, ale prawdopodobnie dlatego, że bał się o swoją rodzinę. Policjanci obiecywali mu jedzenie jeśli przyzna się do winy. Funkcjonariuszom bardzo zależało na tym, aby szybko zamknąć sprawę. George podczas swojego procesu, aż do dnia swojej śmierci, zawsze miał w rękach Biblię, mówił cały czas o swojej niewinności. Jednak mimo to skazano go na śmierć
Przed wykonaniem wyroku George spędził w więzieniu 81 dni, nie mógł spotkać się ze swoimi rodzicami. Był więziony w pojedynczej celi, 80 kilometrów od swojego miasta. Nie miał również prawa do kontaktu z prawnikiem.
Nastolatek był za mały na krzesło elektryczne. Przed wykonaniem kary został posadzony na książce telefonicznej. Został porażony 5,380 woltów.
Zza szyby wszystko obserwowało 40 osób, w tym ojcowie zabitych dziewczynek. Gdy kat włączył dopływ prądu, ciałem Stinneya zaczęły wstrząsać drgawki, zrzucając nałożoną mu na twarz zbyt dużą maskę. Świadkowie ujrzeli wykrzywione bólem i lękiem oblicze skazańca.
W 2014 roku – za sprawą działań siostry chłopca oraz Sonyi Eaddy-Williamson, której matka i dziadek doskonale pamiętali wiele faktów z dnia zbrodni oraz tego, co działo się później, imię George’a oczyszczono z zarzutów i pośmiertnie uznano go niewinnym.
Stephen King zainspirował się tą historią i napisał książkę "Zielona Mila".






Patrick Stuebing i Susan Karolewski są rodzeństwem i mają razem czworo dzieci, z których dwoje jest niepełnosprawnych. Stuebing, który w 2005 r. został skazany na 14 miesięcy więzienia za kazirodczy związek, twierdził, że wyrok ten był pogwałceniem jego praw. Europejski Trybunał Praw Człowieka jest jednak innego zdania. Zdaniem Stuebing, skazanie go na więzienie było naruszeniem praw człowieka.
Para utrzymywała, że jej prawo do prywatności i życia rodzinnego zostało pogwałcone. Jednak Europejski Trybunał Praw Człowieka, z siedzibą w Strasburgu, orzekł, że państwo niemieckie może zakazać związków kazirodczych i nie stanowi to pogwałcenia podstawowych praw do ochrony życia rodzinnego.
W trakcie procesu sugerowana, że wyrok po myśli rodzeństwa mógłby stać się przyczynkiem do zmiany niemieckiego prawa. Niemcy mogłyby dołączyć do grupy państw, które nie zakazują lub nie penalizują kazirodczych relacji, o ile te odbywają się między dorosłymi osobami, za obopólną zgodą. Do takich krajów należą Francja, Turcja, Japonia i Brazylia.
Stuebing, pochodzący z Lipska, został adoptowany jako dziecko i swoją biologiczną rodzinę poznał dopiero w wieku 20 lat.
Mężczyzna skontaktował się z rodziną w grudniu 2000 r., po śmierci biologicznej matki. Wtedy też rozpoczęła się jego bliska zażyłość z siostrą.
Stuebing i Karolewski twierdzą, że ich miłość nie różni się niczym od każdej innej. Między 2001 a 2005 rokiem parze urodziło się czworo dzieci - troje z nich żyje dziś w domu dziecka, dwoje jest upośledzonych.
Główną przyczyną skazania Stuebinga była, według Trybunału, "ochrona małżeństwa i rodziny", gdyż zachowanie pary doprowadziło do pomieszania rodzinnych ról. Wzięto również pod uwagę "ryzyko poważnych uszkodzeń ciała" u dzieci poczętych w kazirodczym związku. Wysokie prawdopodobieństwo niepełnosprawności jest jednym z powodów istnienia prawa zakazującego kazirodztwa.
Prawnik rodzeństwa próbował podważyć zasadność takiej argumentacji, wskazując, że podobne ryzyko istnieje również w przypadku dzieci osób upośledzonych lub starszych kobiet, jednak sądy nie ingerują w ich prawo do prokreacji.
W trakcie rozpraw zauważono, że siostra Stuebinga nie została skazana, ponieważ cierpi na zaburzenia osobowości i była "jedynie częściowo odpowiedzialna" za swoje czyny.
