straszne
34-letni Wiaczesław „Slava” Matrosow był podejrzany o zabicie nożem 32-letniego Olega Sviridowa, któremu kazał sobie wcześniej wykopać grób. Nastąpiło to po tym, jak Matrosow znalazł obrzydliwe nagranie na telefonie komórkowym swojego przyjaciela, na którym jego córka jest zmuszana do wykonania aktu seksualnego. Matrosow pierwotnie miał stanąć przed sądem z zarzutem morderstwa, ale źródła bliskie sprawie twierdzą, że zarzut ten został ostatecznie wycofany.
Udręczony ojciec stanie teraz przed sądem za podżeganie Sviridowa do popełnienia samobójstwa, za co grozi mniejsza kara niż za zabójstwo.
Raymond miał zaledwie osiem lat, gdy wspiął się na most Morado Bridge, gdzie przechodziły dwie linie elektryczne: jedna o mocy ciągłej 1 200 volt, druga 22 000 volt prądu przemiennego. Chłopiec przytrzymał się kabla i poraził go prąd. W wyniku porażenia jego ciało zaczęło się palić. Zdołał się odłączyć i spaść na ziemię.
Wstrząs spalił twarz i ramiona ośmiolatka. Nie miał już oczu, nosa a usta i uszy były kompletnie zniekształcone, amputowano mu też ramię, którym trzymał kabel. Na klatce piersiowej miał jedną wielką bliznę. Po długich miesiącach spędzonych w szpitalu powrócił do domu w miejscowości Koppel, której już nigdy nie opuścił. Odszedł od kochającej i opiekującej się nim rodziny i zaczął wieść życie samotnika przekonany, że terroryzuje ludzi swoim wyglądem.
Robinson kolejne lata swojego życia spędził ukrywając się w domu. Zarabiał na życie wyrabiając portfele, paski i inne drobne rzeczy, które sprzedawał. Wychodził na spacery jedynie w środku nocy, by nie straszyć ludzi swoim wyglądem. Spacerując pomagał sobie kijem: jedną nogą szedł po asfalcie, a drugą po poboczu.
Szybko rozeszła się wieść, że jakiś potwór chodzi zawsze tą samą drogą. Dla spragnionych przerażających historii ludzi ta informacja była jak "woda na młyn".
W ciepłe, letnie dni dzieciaki jeździły drogą, by móc go zobaczyć. Czasami udawało im się go ujrzeć i historia się rozrastała. W tym samym czasie nadano mu pseudonim Charlie bez twarzy - który przemierzał lasy, parki i ciche ulice w poszukiwaniu nowej twarzy.
Raymond zmarł w 1985 roku mając 74 lata. Choć odszedł, legenda o nim na zawsze pozostanie żywa.
W 1941 roku był młodym człowiekiem gotowym do rozpoczęcia twórczego życia jako artysta, wszystko się skończyło, gdy Niemcy zaatakowali Związek Radziecki i musiał wstąpić do armii. Cztery lata później różnica w jego twarzy jest uderzająca. Szczupła i zmęczona twarz, głębokie zmarszczki, niespokojne spojrzenie - ten człowiek był całkowicie odmieniony po 4 latach wojny bez reguł na froncie wschodnim.
We wrześniu 1941 roku Kobytov został ranny w nogę i stał się jeńcem wojennym. Trafił do niemieckiego obozu koncentracyjnego „Khorol". W obozie zginęło około 90 tysięcy jeńców wojennych oraz cywilów.
Obóz Khorol został zbudowany na terenie dawnej cegielni, posiadał tylko jeden barak, który był na wpół zgniły i spoczywał na słupach przechylonych na bok. Było to jedyne schronienie przed jesiennymi deszczami i burzami. Tylko kilku z sześćdziesięciu tysięcy więźniów zdołało się tam wcisnąć. Reszta spała pod gołym niebem. W barakach ludzie spali jeden na drugim, przyciśnięci do siebie. Dyszeli od smrodu i oparów, zlani potem.
W 1943 roku Kobytev zdołał uciec z niewoli i ponownie wstąpił do Armii Czerwonej. Brał udział w różnych operacjach wojskowych na terenie Ukrainy, Mołdawii, Polski, Niemiec. Po zakończeniu II wojny światowej został odznaczony medalem Bohatera Związku Radzieckiego za znakomitą służbę wojskową.
Idea braku możliwości poruszania się po przebudzeniu najczęściej towarzyszyła twórcom horrorów, jednak dla niektórych ludzi to właśnie jest rzeczywistość. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z żadnymi duchami, czy demonami, która siedzą nam na klatce piersiowej, lecz jest to tzw. „paraliż senny”. Badania pokazały, że aż 7,6% ludzi doświadczyło go przynajmniej raz w swoim życiu. Nieco inaczej przedstawia się to w przypadku pacjentów szpitali psychiatrycznych, bowiem aż 31,9% z nich nie mogło kiedyś ruszać się po przebudzeniu. Czym jednak jest „paraliż senny”?
Stan ten objawia się w różnych formach, jednak tą najczęściej spotykaną jest ta, w trakcie której nie jesteśmy w stanie ruszać się lub/i mówić przez około 2 minuty po przebudzeniu. Niektórzy odczuwają także/lub fizyczny nacisk na klatkę piersiową, problemy z oddychaniem, nienaturalne mimowolne ruchy ciała, wyczuwają czyjąś diaboliczną obecność w pomieszczeniu, a także doświadczają wizualnych (czy też słuchowych) halucynacji.
Paraliż senny jest ściśle związany z fazą snu zwaną REM, w której to nasze mięśnie popadają w stan atonii. Paraliżuje ona mięśnie ciała, kiedy śpimy – prawdopodobnie po to, aby powstrzymać śpiącą osobę przed mimowolnymi ruchami, które mogą być wywołane intensywnym snem. Uczucie paraliżu pojawia się wtedy, kiedy obudzimy się zanim REM się skończy. Po prostu nasze ciało jeszcze śpi, lecz mózg już nie. Oczywiście brzmi to strasznie, lecz czasami jest nawet gorzej.
Halucynacje wywołane paraliżem sennym są zagadką dla naukowców. Mogą być one odpowiedzią na stan hiper-czujności naszego ciała, lub też awaryjną odpowiedzią naszego śródmózgowia, która aktywowana jest, kiedy czujemy się atakowani. Mózg stara się wtedy zwiększyć aktywność nerwów, a więc paraliż – a także uczucie bezsilności – zyskuje na sile.
Paraliż senny nie jest nowym fenomenem. W XIX wieku miało miejsce kilka udokumentowanych przypadków. Wtedy ludzie byli przekonani, że jest to rezultat działania sił nieczystych, demonów, lub też kara za paranie się magią.
Później zaczęto wiązać paraliż senny ze złą dietą – głównie spożywaniem nieświeżego wina lub mięsa.
Wprawdzie dzisiaj wiemy już na ten temat na pewno znacznie więcej – a przynajmniej mamy pewność, że to nie magia, demony, czy zepsute wino – to jednak na niektóre pytania wciąż nie znamy odpowiedzi. Wiemy na pewno, że jest to związane z zakłóceniem naszego regularnego schematu snu. Jest to też kwestia genetyki – badania przeprowadzone w roku 2012 udowodniły, że jeśli jeden z bliźniaków (jednojajowych) doświadczył kiedyś paraliżu, to drugi ma ogromną szansę, że spotka go to samo.
Wprawdzie wiele osób tego doświadcza, a jeszcze więcej pewnie kiedyś spotka, to musimy pamiętać, że jest to stan tymczasowy i nie możemy panikować. Jest to przerażające lecz w końcu minie. Naukowcy niestety nie znają żadnej skutecznej metody, aby pozbyć się paraliżu sennego.
Mieliście kiedyś paraliż senny?
Lesley Emerson była wielką fanką wiadomości tekstowych i wysyłała je nieustannie do najbliższych członków rodziny. Kiedy więc w wieku 59 lat przegrała walkę z rakiem, rodzina postanowiła pochować ją wraz z telefonem komórkowym.
Jakież wielkie było ich zdziwienie, gdy wnuczka Sheri dostała po pogrzebie SMS z numeru ukochanej krewnej. Wiadomość o treści: "Czuwam nad Tobą, wszystko będzie w porządku. Musisz przez to przejść" wywołała w rodzinie wielkie poruszenie.
22-letnia Sheri Emerson, pracownica opieki społecznej z South Shields była zdruzgotana. - Zrobiło mi się niedobrze, gdy to czytałam. Byłam w szoku – powiedziała wnuczka zmarłej.
Emerson postanowiła zbadać sprawę. Okazało się, że operator sieci komórkowej sprzedał ponownie numer telefonu. Ostatecznie rodzina otrzymała oficjalne przeprosiny. Dowcipniś, który wysłał SMS-a, już nigdy się nie odezwał.
W czasie, gdy zmarły przebywa w domu z żywymi, rodzina opiekuje się nim w taki sposób, jak robiła to za życia. Wszyscy całkowici naturalnie rozmawiają ze zwłokami, myją ją, jedzą z nimi obiad, a także zabierają je na spotkania towarzyskie. Przez ten czas rodzina zbiera pieniądze, które mają pokryć koszta ceremonii pogrzebowej. Pogrzeb kosztuje sporo, bo zazwyczaj na ucztę zapraszana jest cała wioska.
Zmarłego chowa się w trumnie w towarzystwie bliskich mu przedmiotów. Cała rodzina ma obowiązek często go odwiedzać is spotykać się z nim niemal codziennie.
Tylko 32 dni dzieliło tego uroczego chłopczyka od świętowania kolejnych urodzin. Gdyby okrutny los nie wydał go na pastwę morderców, miałby szansę zdmuchnąć 3 świeczki na torcie. 16 marca 1993 roku zapewne otwierałby prezenty wraz z rodzicami, beztrosko bawił się i śmiał. Jeszcze bardzo długo nie wiedziałby, że świat bywa miejscem autentycznie potwornym.
Niestety, stało się inaczej.
Gdyby nie Robert Thompson i Jon Venables niewinny James Patrick Bulger byłby dziś 31-letnim mężczyzną. Jednak uśmiech na jego słodkiej twarzy zgasł na zawsze. O wiele za wcześnie, w niewiarygodnie koszmarnych okolicznościach.
Co wydarzyło się 12 lutego 1993 w centrum handlowym, na torach kolejowych? By odpowiedzieć na to pytanie, musimy przenieść się w czasie.
Jest piątek, 12 lutego 1993 roku. W 40 tysięcznym, angielskim miasteczku Kirby nie wiele się dziś dzieje. Dzień nie różni się od podobnych dni. To zwykły piątek. Poranek jest spokojny, nic nie wskazuje, że już za parę godzin wydarzy się coś, co zwróci uwagę całego świata. Kirby stanie się miastem rodem z najgorszego horroru.
Trudno sobie nawet wyobrazić, co czuła tego dnia mama małego Jamesa. Do godziny 15.42 jej świat zapewne był światem wielkich wzruszeń i nadziei, jakich doświadczają wszystkie matki na świecie. Niestety, już chwilę po 15.42 poczuła jak niepokój i złe przeczucia zaciskają swoje stalowe dłonie na jej szyi.
Oderwała przecież wzrok od małego Jamesa tylko na chwilę i tylko po to, by zamówić steki u rzeźnika. To była przecież chwila, co mogło się stać? Chłopiec grzecznie czekał na mamę przy wejściu do sklepu. Gdzie zatem się podział?
Możemy sobie tylko wyobrażać, jak rozbieganym wzrokiem matka przeczesywała przestrzeń centrum handlowego. Poszukiwała swojego jedynego dziecka, choć nie pierwszego. Była już raz w ciąży, niestety jej pierwsze dziecko zmarło tuż po porodzie.
Sklep AR Tyma sprzedawał wyśmienite mięso na parterze centrum handlowego. I jak się później okazało, znajdował się w zasięgu kamer przemysłowych, które czuwały nad bezpieczeństwem klientów.
Przez chwilę w polu ich widzenia znalazł się także malutki James, który trzymał ufnie dłonie starszego chłopca. Jeszcze przed chwilą jego dłoń ściskała mama. Denise nie mogła wiedzieć, że zwalniając uścisk dłoni, pozwalając chłopcu na trochę samodzielności, ostatecznie pieczętuje jego los i traci go na całe życie.
Dokładnie o godzinie 15.42 malutki James był już w rękach niewiele wyższych od niego porywaczy. Szczegóły poprzedzające uprowadzenie, również zarejestrowane na taśmach kamery, ujawniają przerażające fakty.
Mordercy, sami będący jeszcze dziećmi, ważącymi ledwo 40 kilogramów, działali jak metodyczni predatorzy. Tego dnia zjawili się w centrum handlowym w bardzo konkretnym celu. Długo, ze spokojem wybierali ofiarę, śledzili ją.
Nim wpadli na koszmarny pomysł uprowadzenia dziecka, przez kilka godzin wałęsali się po sklepach, nudzili się, dla rozrywki kradli. Słodycze, baterie, puszkę farby. Wszystkie te przedmioty, tak absurdalnie nieprzydatne dzieciom w momencie kradzieży, staną się tak przerażająco przydatne w momencie bestialskiego zabijania Jamesa.
Jaki mieli plan? Prosty i jak się okazało wykonalny. Chcieli uprowadzić jakieś dziecko, tylko po to, by ku własnej uciesze rzucić je pod koła rozpędzonych aut. Tym dzieckiem okazał się bezbronny James Patrick Bulger.
Kilkanaście minut później, w odległości około ćwierć mili od centrum handlowego rozpoczął się drugi akt zbrodni. Nim mały James dozna pierwszych urazów głowy, nim pierwszy ból zdławi jego szloch, 36 mieszkańców miasteczka minie obojętnie tę trójkę.
Nie zareaguje, nie spyta, co robią bez opieki w tak niebezpiecznym dla dzieci miejscu. 36 mieszkańców nie powstrzyma narastającej fali przemocy. Nie uratuje życia drobnego dwulatka, nad którym pastwią się starsi chłopcy. Na jego nieszczęście wyglądający bardzo niewinnie.
Tylko 2 naocznych świadków podejmie próbę zrozumienia sytuacji, szybko uzna ją jednak za typową. Ot, dwóch starszych braci pogrywa sobie z młodszym rodzeństwem.
Jeszcze nie krwawa, ale już bardzo bolesna odyseja trwa dłuższą chwilę. Chłopcy odwiedzają nawet sklep zoologiczny. Wreszcie docierają do nieczynnej stacji kolejowej Walton & Anfield, gdzie ich mordercze potrzeby w pełni dochodzą do głosu.
Trudno dziś rozstrzygnąć, który z nich zaczął. Jedno jest pewne, że puszka niebieskiej farby dość szybko uderzyła dwulatka w lewe oko. Zainicjowała przerażający spektakl okrucieństwa. Robert Thompson i Jon Venables kopali, obrzucali ciało malca cegłami, kamieniami, niemal wszystkim, co wpadło im pod rękę. Posunęli się nawet do dławienia o wiele mniejszego, słabszego, przerażonego chłopczyka bateriami, które wkładali z pasją do jego ust.
Trudno dziś także rozstrzygnąć, jak długo trwała ta swoista egzekucja. Kres cierpienia dziecka najprawdopodobniej przyniósł, któryś z 42 ciosów zadanych ciężkim, stalowym prętem. Pogruchotana w 10 miejscach czaszka malca wyglądała jak skorupka jajka okładana młotkiem.
Robert Thompson i Jon Venables, którzy 12 lutego 1993 stali się nastoletnimi mordercami, jednymi z najmłodszych w historii, nie poprzestali na tym. Dalej działali w metodyczny, przemyślany sposób, doskonale zdając sobie sprawę, z tego, co właśnie się wydarzyło. Jak rasowi przestępcy chcieli uniknąć kary. Wpadli na pomysł upozorowania wypadku. W tym celu ułożyli ciało Jamesa Bulgera na torach, licząc na to, że wkrótce przejedzie po nich pociąg i ostatecznie zatrze ślady ich bestialstwa. Tak też się stało. Pociąg przepołowił ciało malca, ale nie zatarł śladów zbrodni.
Dwa dni później ciało Jamesa zostało znalezione.
Każda zbrodnia rodzi w nas potrzebę zrozumienia i poznania motywów. Co kierowało tymi koszmarnymi dziećmi?
Dlaczego dopuścili się czegoś tak nieludzkiego? Jedną z hipotez, wielokrotnie na przestrzeni lat weryfikowaną i badaną, był motyw seksualny. Nie został on jednak nigdy ostatecznie potwierdzony.
O ile ujęcie sprawców, dzięki zapisom monitoringu było zadaniem stosunkowo łatwym, o tyle zrozumienie tych dzieci, jest zadaniem trudnym. Być może nawet niewykonalnym.
Detektyw Albert Kirby z policji w Merseyside, który dowodził śledztwem z pomocą monitoringu, dzięki współpracy lokalnej społeczności był w stanie szybko wskazać winnych. Tym bardziej, że ich ubrania naznaczone były krwią i niebieską farbą. Testy DNA potwierdziły zgodność pobranych próbek.
Dowodem okazał się także siniak na twarzy Jamesa, którego wzór pasował do kształtu buta Jona Venablesa.
Dowody jednoznacznie wskazywały winnych, którym już 20 lutego 1993 roku postawiono zarzut zabójstwa Jamesa Patricka Bulgera.
Sprawa z racji swojej niecodzienności budziła zainteresowanie mediów, w których zabójcom nadano pseudonimy Dziecko A (Robert Thompson) i Dziecko B (Jon Venables). Proces od początku budził niezwykle żywe, a nawet groźne reakcje. Rodzice młodych zbrodniarzy wielokrotnie otrzymywali pogróżki. W trosce o ich bezpieczeństwo zostali przesiedleni do innych miast.
Sam proces rozpoczął się po wielu miesiącach śledztwa – nomen omen – 1 listopada 1993 roku. Chłopcy byli sądzeni w sądzie dla dorosłych, co wiele lat później zostało skrytykowane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka, który orzekł, że proces nie miał sprawiedliwego przebiegu.
Pierwszym zadaniem, jakie przed sobą postawił główny oskarżyciel Richard Henriques, było podważenie zasady, w myśl której małe dzieci nie mogą być sądzeni jak dorośli. Formuła doli incapax, która mogłaby znacząco przesądzić o ich przyszłości, nie została wobec nich zastosowana.
Uznano, że wiek nie był okolicznością, która uniemożliwiałaby im zrozumienie swoich działań. Zdaniem oskarżycieli byli w stanie odróżnić dobro od zła.
W toku śledztwa udało się ustalić, że to Robert Thompson w głównej mierze odpowiadał za uprowadzenie Jamesa, a Jon Venables był z kolei pomysłodawcą zaprowadzenia go na tory kolejowe.
24 listopada 1993 roku chłopcy zostali skazani przez sędziego Justice'a Morlanda na co najmniej 8 lat pozbawienia wolności. Wyrok nie zadowolił jednak opinii publicznej, która z pomocą gazety The Sun zainicjowała kampanię, mającą na celu wydłużenie wyroków. Ostatecznie Thompson i Venables mieli spędzić w więzieniu 15 lat.
Obaj skazani, cierpiący na zespół stresu pourazowego, w trakcie odsiadywania wyroków otrzymali edukację oraz poddani zostali terapii.
Niespodziewanie w 2001 roku zostali warunkowo zwolnieni. Wraz ze zwolnieniem używali nowych tożsamości. Żyli w formule, jaką objęte są osoby z programu ochrony świadków. Nie mogli się kontaktować ze sobą, z rodziną Jamesa Bulgera oraz odwiedzać regionu Merseyside.
Niewiele wiadomo o losach Thompsona, znacznie więcej za to informacji przeciekło o zachowaniach i kolejnych problemach z prawem Jona Venablesa. Jego niezdrowe zainteresowanie dziećmi, problemy z alkoholem, narkotykami sprawiły, że kilkukrotnie był on izolowany od społeczeństwa.
Tragedia, jaka spotkała rodziców Jamesa, niestety położyła się cieniem na ich relacjach i ostatecznie była przyczyną ich rozstania. Ralph i Denise Bulger dziś żyją osobno. Założyli nowe rodziny i doczekali się kolejnych dzieci. Denise ma 2 synów, a Ralph 3 córki.
Na Tinderze można znaleźć miłość, ale niestety na 24-letnią Sydney Loofe czekała śmierć.
Sydney Loofe pracował w sklepie z narzędziami w mieście Lincoln. Jej rodzice, George i Susie, mieszkali w mieście oddalonym o trzy godziny jazdy samochodem, jednak codziennie utrzymywali ze sobą kontakt.
Sydney była "nowa" w Lincoln, nie miała jeszcze zbyt wielu znajomych, dlatego pewnego dnia postanowiła założyć konto na Tinderze z zamiarem poznania jakiejś sympatycznej dziewczyny, z którą mogłaby stworzyć poważny związek. To tam poznała Bailey Boswell.
Zaczęło się od bardzo niewinnej rozmowy, kontakt był intensywny, do tego stopnia, że dziewczyny po trzech dniach postanowiły się spotkać.
14 listopada Bailey przyjechała po Sydney, dziewczyny spędziły czas na rozmowach i paleniu marihunany, okazało się, że znalazły "wspólny język". Pierwsza randka okazała się sukcesem i postanowiły spotkać się również kolejnego dnia.
15 listopada 2017 roku, Bailey odebrała Sydney z pracy. Młoda dziewczyna była bardzo entuzjastycznie nastawiona. Przed spotkaniem zamieściła na snapchacie selfie i podpisała je słowami: „Gotowa na spotkanie". Sydney myślała, że spotkanie będzie podobne do tego z poprzedniego dnia, gdy włóczyły się po mieście i paliły "trawkę" - jednak Bailey miała inny plan. Zaprosiła Sydney do swojego mieszkania, które wynajmowała z Aubreyem Trailem, który był jej partnerem, o czym Sydney nie miała pojęcia.
Następnego dnia kobieta nie pojawiła się w pracy. Wtedy rodzina 24-latki nabrała podejrzeń. Bliscy zaczęli się martwić, że dziewczynie mogło stać się coś złego.
Ta historia nie ma niestety happy endu.
Ciało Sydney zostało odnalezione dopiero po 19 dniach. Było umieszczone w zaroślach w okolicach jej domu. Rozczłonkowane zwłoki 24-latki znajdowały się w 14 workach na śmieci porzuconych w polu. Ciało zostało pocięte na 14 kawałków. Widniały na nich ślady obrażeń, świadczące o tym o tym, że ofiara przed śmiercią desperacko walczyła o życie.
Podczas procesu trzy kobiety zeznały, że Trail wyznawał tzw. kult seksu i przekonywał ofiary, że jest wampirem, który potrafi latać i czytać w myślach. Kobiety powiedziały, że wszystkie zostały zrekrutowane przez konto jego dziewczyny Bailey Boswell na Tinderze w okresie od lipca do listopada 2017 roku. Według ich relacji, Trail kazał się nazywać „tatusiem”.
Zarówno Aubrey Trail oraz Bailey Boswell zostali uznani za winnych dokonania zabójstwa i jego wcześniejszego zaplanowania oraz poćwiartowania ciała Sidney. Aubray został skazany na karę śmierci, natomiast Bailey Boswell spędzi całe życie w więzieniu bez możliwości wcześniejszego wyjścia.
Louise Monnier zamknęła córkę w swoim pokoju, zabijając okna deskami, by do pomieszczenia nie docierało światło słoneczne, a co najważniejsze, żeby nikt jej nie widział. To sprawiło, że Blanche została odizolowana od całego świata, z wyjątkiem rodziców, brata i służących. Nie pozwolono jej wychodzić z łóżka, nie mogła korzystać też z łazienki. Przez połowę swojego życia Blanche leżała w łóżku, gdzie jadła i oddawała mocz oraz kał. Nie mogła się poruszać, gdyż była przykuta łańcuchami do ramy łóżka.
Louise Monnier powiedziała przyjaciołom i krewnym, że Blanche została wysłana do szkoły z internatem w Wielkiej Brytanii i ze względu na plan zajęć dziewczyna nie była w stanie szybko wrócić do domu.
Po 25 latach, 23 marca 1901 roku prokurator generalny z Paryża otrzymał anonimowy list z informacją, że znana paryska rodzina ukrywa kogoś za zamkniętymi drzwiami. Do dziś nie jest znany autor listu, jednak historycy uważają, że był to jeden ze służących.
"Pragnę poinformować Państwa o niebywałym zajściu. Mowa tu o starej pannie, która jest więziona w domu pani Monnier. Na wpół zagłodzona, żyje od 25 lat we własnych odchodach."
Rodzina Monnier była wysoce szanowana w społeczności paryskiej, co spowodowało, że władze niechętnie podchodziły do twierdzeń zawartych w liście, ale mimo to policja udała do domu Państwa Monnier. Na pierwszy rzut oka posiadłość wyglądała na „czystą”, dopóki śledczy nie poczuli zapachu zgnilizny wydobywającego się z jednego z pomieszczeń.
Po dotarciu do pokoju, z którego dochodził odór, śledczy zauważyli, że pomieszczenie było zamknięte od lat, ponieważ kłódka oraz łańcuch na drzwiach wydawały się zardzewiałe. Policja zerwała łańcuch i weszła do pokoju Blanche. Widok był porażający. W raporcie przygotowanym przez funkcjonariuszy możemy przeczytać:
"Kobieta wyglądała na bardzo niedożywioną, leżała zupełnie naga na zgniłym materacu. Wokół niej utworzyła się skorupa zrobiona z ekskrementów i fragmentów jedzenia. Widzieliśmy też robaki biegające po łóżku Mademoiselle Monnier. W pomieszczeniu unosił się taki smród, że nie mogliśmy kontynuować śledztwa".
Policjanci rozbili deski zakrywające okna, Blanche pierwszy raz od 25 lat zobaczyła słońce. Blanche po cichu wyszeptała, że była przykuta łańcuchami do łóżka przez wiele lat, ale sama nie wiedziała jak długo to trwało. Ważyła zaledwie 25 kg, przez co jej ciało wyglądało, jakby składało się wyłącznie ze skóry i kości.
Blanche po uwolnieniu trafiła do szpitala. W pierwszych dniach najbardziej cieszyły ją dotyk trawy i świeże powietrze. Dla wszystkich medyków fakt, iż udało jej się przeżyć tak długi okres w tak okropnych warunkach był cudem.
Kobieta opowiedziała również przerażająca historię o tym, jak została zamknięta przez matkę. Pod kluczem miała pozostać aż nie wyrzeknie się swojej miłości do chłopaka, z którym chciała spędzić życie. Blanche nigdy tego nie zrobiła.
Louise Monnier została aresztowana, ale nie doczekała się sprawiedliwości. 15 dni po ujawnieniu sprawy zmarła na atak serca, ale wielu uważa, że Louise się otruła. Marcel Monnier, brat Blanche, próbował się bronić, mówiąc, że jego matka była odpowiedzialna za tę zbrodnię. Pomimo przedstawionych dowodów, Marcel został skazany na 15 miesięcy więzienia za udział w maltretowaniu i więzieniu Blanche.
Życie Blanche po uwolnieniu było kontynuacją koszmaru. Z powodu 25-letniego więzienia Blanche miała poważne problemy psychiczne i zdrowotne, takie jak koprofilia, ekshibicjonizm i schizofrenia. Z powodu tych wszystkich problemów została skierowana do szpitala psychiatrycznego, gdzie zmarła w 1913 roku.
Po drodze napisała wiadomość do swojego najlepszego przyjaciela, w której wyznała, że na imprezie przespała się z innym chłopakiem, zaledwie 2 dni po zerwaniu z Jackiem. Informacja przekazywana przez Snapchata omyłkowo trafiła do... Jacka. Zropaczona dziewczyna napisała do niego jeszcze jedną wiadomość: "Świadomość, że mnie teraz nienawidzisz wystarczy, żeby to zrobić". Wystraszony Jack szybko skontaktował się z rodzicami dziewczyny, przekazując im jej lokalizację za pomocą Snap Mapy. Niestety, odnaleziono już jej zwłoki. W organizmie Charlotte była duża ilość alkoholu i narkotyków.